Forum Redakcja Kaczej Ferajny Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Magiczna zemsta

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Redakcja Kaczej Ferajny Strona Główna -> Gry PBF / Magiczna Zemsta
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Emes
Administrator



Dołączył: 25 Gru 2012
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 22:02, 02 Maj 2014    Temat postu: Magiczna zemsta

ROZDZIAŁ PIERWSZY

MG:

Sknerus spaceruje po mieście, aż w końcu dochodzi pod dom Donalda. Na podwórku widzi go razem z Hyziem, Dyziem i Zyziem. Dochodzi do sytuacji, że Sknerus przydziela Donaldowi dodatkową pracę, po czym zabiera go ze sobą do skarbca, aby polerował tam monety.

Donald pod wpływem frustracji postanawia odetchnąć od pracy. Mamrocze pod nosem na Sknerusa. Wtem jego oczom ukazuje się Magika, która składa mu niecną propozycję.

Gracze odpisują w tej kolejności: Emes, miki2001


Ostatnio zmieniony przez Emes dnia Nie 15:13, 04 Maj 2014, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emes
Administrator



Dołączył: 25 Gru 2012
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 22:02, 02 Maj 2014    Temat postu:

Sknerus McKwacz swobodnie przechadzał się ulicami Kaczogrodu i z uśmiechem na twarzy robił pętle swoją laską. Delektował się świeżym powietrzem i ćwierkaniem ptaków, a z każdym napotkanym przechodniem witał się serdecznie.
- Ach, spacer w tak piękny dzień jest prawie tak relaksujący jak kąpiel w pieniądzach - powiedział Sknerus, uśmiechając się jeszcze bardziej.
Nie minęło dużo czasu, nim znalazł się obok domu Donalda. Prychnął jedynie, gdy zobaczył swojego siostrzeńca jak zwykle wylegującego się na swoim hamaku w tak piękny dzień. Rozchmurzył się jednak, gdy przeniósł wzrok na siostrzeńców, którzy grali w piłkę na podwórku. Sknerus przystanął i zaczął przyglądać się rozgrywce zza płotu.
Hyzio kiwał się z Zyziem, podczas gdy Dyzio stał na bramce. Walka między dwoma braćmi nie wydawała się jednak wyrównana. Hyzio śmiał się w najlepsze, kiedy płetwy Zyzia raz po raz przecinały powietrze.
- No co jest, Zyziek? - spytał rozbawiony Hyzio, bez żadnego wysiłku chroniąc piłkę przed zdyszanym oponentem - Jak tak dalej pójdzie, zamienimy cię miejscami z wujaszkiem. Nawet podczas snu będzie trudniejszym przeciwnikiem od takiej łamagi!
Zyzio starał się ignorować te uwagi i dalej nacierał. W końcu nadarzyła się okazja. Hyzio odwrócił wzrok w stronę Dyzia i wydał z siebie dziwny, jakby z trudem tłumiony chichot.
Zyzio wystrzelił jak z bicza, by wykorzystać tę chwilę nieuwagi. Jednak gdy brakowało zaledwie sekundy do oddania strzału, Hyzio obrócił się na pięcie, a drugą płetwę ustawił w taki sposób, że niepohamowany atak Dyzia kierował się prosto na nią. Piłka odbiła się od pięty Hyzia i trafiła nacierającego prosto w dziób.
- W dziesiątkę! - wykrzyknął Hyzio pełen triumfu, wyskakując do góry i wyrzucając do nieba zaciśniętą pięść.
Przypatrujący się całemu zajściu Sknerus współczuł ogromnie zrezygnowanemu Zyziowi. Nie mógł stać w takiej chwili bezczynnie.
- Faul! - wykrzyknął, wymachując laską.
Siostrzeńcy dopiero teraz zauważyli, że stał za płotem. Hyzio i Dyzio pomachali mu z radością, podczas gdy Zyzio tylko lekko podniósł rękę i rozsunął palce. To jeszcze bardziej poruszyło Sknerusa.
- Był faul! Zyziowi należy się karny!
- Ale wujku - zaczął Hyzio z oczami załzawionymi od śmiechu - Ja go nawet nie dotknąłem!
- Zamierzasz dyskutować z sędzią, chłopcze? - spytał Sknerus z założonymi rękami i surowym spojrzeniem.
Hyzio z udawaną powagą wystawił obie ręce do góry, sygnalizując brak więcej sprzeciwów.
- I tak spudłuje, więc...
- Hyziu! - spiorunował go wzrokiem Sknerus.
Po uspokojeniu Hyzia, przeniósł wzrok na Zyzia i uśmiechnął się dobrotliwie, budząc w nim ducha walki.
- Dalej, Zyziu, pokaż im, jak się strzela gole!
Zyzio uśmiechnął się lekko i ustawił do strzału. Dyzio rozstawił nogi i ręce, przygotowując się do obrony, podczas gdy uśmiechnięty Hyzio tylko czekał obok i przyglądał się pogardliwie. Zyzio wziął rozbieg i ruszył w stronę piłki. Miał wielkie nadzieje na oddanie dobrego strzału, jednak znowu coś poszło nie tak. Przez cały ten stres niemalże całkowicie stracił czucie w płetwach. Kopnął piłkę, lecz poleciała ona w kompletnie innym kierunku niż do bramki. Hyzio natychmiast wybuchł gromkim śmiechem, lecz szybko umilkł, gdy uzmysłowił sobie, jaki jest tor lotu piłki. Ta bowiem, przeszywając powietrze, leciała prosto w stronę drzemiącego Donalda. W ułamku sekundy uderzyła z wielkim impetem prosto w jego głowę, tak że aż cały hamak zaczął się obracać wraz z leżącym na nim kaczorem. W końcu skręciło nim na tyle mocno, że Donaldowi na chwilę odebrało dech w piersiach, a kiedy zaczął się odkręcać, wyrzuciło go wysoko w powietrze i aż wypadł za ogrodzenie, prosto na teren sąsiada i na jego wymarzone petunie. Tak się złożyło, że pan Jones akurat kosił trawę, lecz po zobaczeniu Donalda szybko zmienił cel koszenia.
- Znowu ty, co? - napadał na Donalda - Już tyle razy dostawałeś ode mnie manto, ale tobie wciąż mało, hę?!
Sąsiad Jones ustawił kosiarkę na maksymalne obroty i ruszył jak opętany prosto na Donalda, wciąż wypluwającego płatki petunii. Nie zdążył wydusić z siebie nawet kwaknięcia, nim kilka piór z jego kupra dosięgły ostrza kosiarki. Donald, wciąż nie wiedząc, co tak właściwie się dzieje, podskoczył jak sprężyna i jednym susem przeskoczył przez płot, powracając na swój teren. Zakończył swój występ wisienką na torcie, bowiem wylądował twarzą do ziemi. Kiedy podniósł głowę i odczekał kilka sekund na ustąpienie mroczek, jego oczom ukazała się piłka. Podniósł głowę ponad nią i zobaczył chłopców, którzy nerwowo drapali się po piórach z tyłu głowy, unikali jego spojrzenia i wydawali przerywane chichoty na przeprosiny. Donald od razu pojął, co się stało, podniósł się z ziemi i zaczął zaciągać rękawy, kierując się w stronę chłopców, dysząc z wściekłości.
- No to pięknie, Zyziek - narzekał Hyzio - Teraz dostaniemy szlaban na pił… Na wszystko! I wszystko dlatego, bo musiałeś spartaczyć jeden głupi strzał!
Zyzio spuścił wzrok. Wiedział, że odniósł kolejną porażkę i nie ma już nic na jego obronę. Jednak jak zwykle z opresji uratował go Sknerus. Kiedy Donald był już o dwa kroki od chłopców i otwierał dziób z uniesionym palcem, McKwacz zarzucił swoją laskę z zaokrągloną rączką prosto na szyję Donalda i odciągnął go do tyłu, po czym odwrócił w swoją stronę i złapał za ramiona.
- Donaldzie! - przywitał wzburzonego siostrzeńca - Wiesz, dzisiaj odbyłem spacer, który dał mi wiele do myślenia. Żal mi się ciebie zrobiło, gdy w swoim skarbcu rzuciłem okiem na wszystkie te twoje długi u mnie. Więc… Postanowiłem ci jakoś w tym pomóc. Otóż od dzisiaj będziesz polerował monety w moim skarbcu również w weekendy i po 2 godziny dłużej każdego dnia! W ten sposób szybciej spłacisz długi! - Sknerus rzucił siostrzeńcowi spojrzenie z charakterystycznym dla siebie błyskiem w oku, którego używał przy negocjacjach, by tym bardziej potwierdzić, że jego oferta to prawdziwa okazja - Dzisiaj mamy sobotę, więc pracę zaczniesz już teraz. No już, ruszaj się, masz wiele do nadrobienia.
Donald znowu nawet nie zdążył wydusić pojedynczego kwaknięcia, a Sknerus już go odwrócił i zaczął dźgać końcem laski w plecy, by skierować go do furtki. Odwrócił się jeszcze na chwilę do trzech chłopców, którzy szeptem składali mu swojego podziękowania. Przysunął głowę do Zyzia i z jednej strony zasłonił usta ręką, by jego wiadomość wpadła tylko do jego uszu.
- Psst. Jak dla mnie, to oddałeś strzał za pełne dziesięć punktów - powiedział, mrugając jednym okiem i z uśmiechem na twarzy wskazał palcem Donalda, który wymachiwał rękami na wszystkie strony i wykrzykiwał jakieś niezrozumiane słowa.
Kiedy Zyzio wreszcie się rozchmurzył, Sknerus przeszedł z Donaldem do wyjścia, po czym obaj udali się w stronę skarbca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
miki2001
Administrator



Dołączył: 27 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Faliszew

PostWysłany: Sob 19:26, 03 Maj 2014    Temat postu:

Gdy Donald i Sknerus dotarli do skarbca, Sknerus wysłał Donalda do polerowania monet, a sam poszedł do parku poszukać wczorajszych gazet.
- Phi. Nadęty bubek! - powiedział Donald - Już ja mu się za to odwdzięczę!
I zaczął polerować monety z wielką niechęcią.
Nagle Donald usłyszał hałas dobiegający z terenu przed skarbcem.
Była to Magika!
- Słyszałam - mówiła swym mrocznym głosem - że zrobisz wszystko, byle tylko odwdzięczyć się Sknerusowi za wszystkie krzywdy, które ci wyrządził.
- Hmm... Zgadza się, wiedźmo.
- A więc mamy wspólnego wroga. Dołącz do mnie, a razem zdobędziemy jego szczęśliwą dychę i będziemy rządzić światem.
- Hmm... Dopiec Sknerusowi i zdobyć władzę nad światem? Kusząca propozycja.
- A więc idź i ukradnij jego dziesięciocentówkę ze skarbca!
- Hej, a nie mogłabyś zrobić tego sama? Zmęczony jestem
- Ej, a nie zauważyłeś może, że jestem wiedźmą i nie mogę wejść do skarbca przez te wszystkie "pułapki" Sknerusa.
- No wiesz, stary jestem. Pamięć już nie taka jak za młodu.
- Przestań gadać i idź po tą cholerną dychę!
- Dobra, już dobra!
I Donald przyniósł dychę Sknerusa Magice.
Magika otworzyła portal do wymiaru wiecznego ognia i teleportowała się tam razem z Donaldem. Okazało się, że Magika ma tam całkiem niezłą posiadłość. Tymczasem Sknerus wrócił już ze swojego polowania na gazety...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emes
Administrator



Dołączył: 25 Gru 2012
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 21:20, 03 Maj 2014    Temat postu: Re: Magiczna zemsta (po korekcie)

MG:

Sknerus wraca do skarbca i po chwili zauważa brak dziesięciocentówki.

Gdzie indziej, Dziobas wpada na jeden ze swoich "genialnych" pomysłów. Aby jednak go zrealizować, potrzebuje pomocy Donalda. Udaje się do jego domu, gdzie chłopcy powiadamiają go, że Donald poszedł wraz ze Sknerusem do skarbca.

Tymczasem w wymiarze wiecznego ognia Magika przymierza się do wykorzystania zdobytej przez Donalda monety...

Gracze odpisują w tej kolejności: Emes, kaczogród, miki2001
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emes
Administrator



Dołączył: 25 Gru 2012
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 14:52, 04 Maj 2014    Temat postu:

Sknerus wracał do skarbca mocno zdenerwowany. W rękach kurczowo trzymał zwiniętą w rulon gazetę. Zdziwił się, że Harpagon nie udał się w stronę drzwi, aby mu je otworzyć. Przypomniał sobie jednak, że był bardzo zajęty w kuchni jeszcze zanim wyszedł. Pewnie dlatego nie mógł zareagować na alarm, który włącza się w skarbcu za każdym razem, kiedy ktoś wchodzi na obszar budowli.
Sknerus wszedł do środka i od razu przeszedł do kuchni, gdzie, jak podejrzewał, znajdował się Harpagon. Zajmował się formowaniem ciasta.
- I jak idą prace nad ciasteczkami, Harpagonie? - zapytał Sknerus.
- Pracuję zgodnie z pańskim życzeniem, sir. Ciasteczka będą zrobione na kształt dolarów prezydenckich, serii monet, które zawierają na sobie podobizny wszystkich amerykańskich prezydentów. Zdążyłem już uformować wszystkich od 1789 do 1869. - powiedział Harpagon w pocie czoła. - Zadanie jest naprawdę trudne, ale jakoś daję radę.
Sknerus zaczął uważnie przyglądać się kolejno od lewej wyłożonym na papierowych ręcznikach uformowanym ciasteczkom.
- To ma być George Washinkwak?! - wykrzyczał Sknerus - no chyba raczysz sobie żartować! Prędzej mu do Jamesa Kwakisona!
- Ale, sir, ich twarze są jak dwie krople wody! - starał się bronić Harpgaon.
- Tyle lat służby w skarbcu samego Sknerusa McKwacza, a ty niczego się nie nauczyłeś… - wzdychał McKwacz, kręcąc dziobem. - Zobaczmy następne.
Sknerus powoli przechadzał się, przyglądając się wyrobom swojego lokaja. Przy jednej przymknął oko, przy drugiej poprychał, aż w końcu doszedł do roku 1861-1865…
- Kwa! Powiedz mi, Harpagonie, kto to jest? - zapytał Sknerus, wskazując palcem ciasteczkową monetę.
Harpagon podszedł przerażony, nerwowo bawiąc się palcami.
- Kwabraham Lincoln, sir.
- Czyżby?! - wzgardliwie odrzekł Sknerus - No to najwyraźniej twarz Kwabrahama Lincolna i Zdzicha ze spożywczaka na ulicy Kwaczej również są twoim zdaniem jak dwie krople wody! - ryknął Sknerus, młucąc na miazgę ciasteczko trzymaną w rękach gazetą.
Następnie zaczął robić tak z każdą monetą po kolei. Machał gazetą aż do skutku. Harpagon przyglądał się temu wszystkiego z szeroko otwartymi ustami. Nie mógł uwierzyć, że cała jego praca poszła na marne.
- I nie będzie ciasteczek - oznajmił stanowczo Sknerus. - A teraz masz natychmiast udać się do głównego sektora skarbca, bo zamierzam cię tam wreszcie nauczyć historii pieniądza. Spotkamy się przy mojej szczęśliwej dyszce.
- Tak jest, sir. - przytaknął Harpagon, wciąż zażenowany czynem gospodarza. - Pozwoli pan tylko, że odniosę tę gazetę do salonu, gdzie będzie już na pana czekać wieczorem.
Mówiąc to, wziął od Sknerusa gazetę, nim ten zdążył się zorientować. Sknerus rzucił się na niego jak poparzony.
- S-sir? - zapytał Harpagon, którego Sknerus wyjątkowo dziś zaskakiwał.
McKwacz wytrącił gazetę z rąk Harpgaona, nie udało mu się jej jednak złapać i upadła na ziemię, rozwijając się. Harpagon razem z napastnikiem również się przewrócili, po czym siedząc na podłodze spojrzeli na gazetę. Strona tytułowa była umazana czymś brązowym. Harpagon rzucił pytające spojrzenie Sknerusowi.
- Co, no co? - zaoponował Sknerus. - …błoto.
- Ale to błoto coś dziwnie pach--
- A tam, zapachu natury nie znasz! Poza tym dobrze się złożyło. Przyjrzyj się uważnie, co zakrywa to… błoto.
Harpagon zauważył, że pod tą breją jest zdjęcie, na którym z trudem rozpoznał Kwakerfellera.
- Widzisz? - skwitował Sknerus - Wszystko jest na swoim miejscu. Poza tym innych gazet nie znalazłem, a przecież muszę być na bieżąco z wydarzeniami na świecie. No, ale teraz ruszże się wreszcie i idź do tej dychy.
Harpagon wstał i otrzepał się.
- Nalegam jednak, aby poświęcił pan kilka centów i kupił sobie nową gazetę.
- Zgłupiałeś? - wzburzył się Sknerus - Co ja, bogacz jakiś, żeby tak szastać pieniędzmi?! Idźże już!
Harpagon w końcu wyszedł, a Sknerus podniósł ostrożnie gazetę z ziemi dwoma palcami. Spojrzał na nią z obrzydzeniem i zdał sobie sprawę, jak głupio postąpił, przynosząc coś takiego do własnego gniazdka. Podszedł do śmietnika i wyrzucił swoją zdobycz.
Nagle usłyszał głośne wołanie Harpagona. Czym prędzej popędził go głównego sektora. Wpadł do środka, gdzie zobaczył swojego lokaja wskazującego na ozdobną kolumnę, na której zazwyczaj leżała szczęśliwa dyszka Sknerusa.
- N-n-n-n-n-n… Nie ma jej! - wyjąkał Harpagon.
Sknerus rozdziawił dziób, zastanawiając się, jak to możliwe. Spojrzał z góry na Harpagona, którym był dzisiaj nie lada zawiedziony.
- A więc wpuściłeś do skarbca włamywaczy, tak? Ot tak sobie tu weszli?
- Ależ nie, sir! Alarm zadzwonił tylko na pański powrót.
- Dziwne… - zamyślił się Sknerus. - No ale nic.
- Jak to nic? - zdziwił się Harpagon. - Przecież ta moneta, jak każda inna zresztą, stanowi dla pana olbrzymią wartość.
- Ech, Harpagonie, Harpagonie… - westchnął Sknerus. - Naprawdę myślisz, że PRAWDZIWĄ dyszkę trzymałbym tak na widoku? Poza tym gdzie jest Donald? Miał tu polerować monety. Może poszedł z nią do łazienki, bo nie mógł jej doczyścić. Poszukajmy go.

***

Po kwadransie spotkali się w tym samym miejscu.
- I co, znalazłeś go? - zapytał Sknerus.
- Nie ma po nim ani śladu, panie McKwacz.
- A to nicpoń! Pewnie zwiał, kiedy obaj spuściliśmy go z oczu! Już ja mu pokażę, kiedy tylko go znajdę! Zastanawia mnie jednak, kto ukradł moją fałszywą dziesięciocentówkę. Pewnie Magika! Wejść tutaj niezauważonym i zabrać tylko jedną monetę spośród tylu kosztowności? To na pewno ona!
Sknerus natychmiast ruszył w stronę wyjścia.
- Tym razem miej się na baczności, Harpagonie - ostrzegł lokaja Sknerus. - Ja idę do Diodaka, który zamontował w tej fałszywce nadajnik. Już niedługo odkryjemy sprawcę. Po drodze zajrzę do domu Donalda, żeby zobaczyć, czy przypadkiem się tam nie wyleguje na tym swoim hamaku.
- Tak jest, panie McKwacz - odparł Harpagon, po czym udał się do kuchni, aby posprzątać pozostałości po swoich ciasteczkach. Chlipał przy tym niemiłosiernie i przyrzekł sobie, że jego następny wyrób zbije McKwacza z płetw…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaczogród
Członek redakcji



Dołączył: 27 Gru 2012
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 15:46, 05 Maj 2014    Temat postu:

Dziobas wrócił właśnie z cyrku , gdzie bardzo spodobał mu się klaun jeżdżący na monocyklu (rowerze z jednym kołem). Postanowił, że on też tak spróbuje. Miał w planach wygrać wyścig ,,Tour de Kaczogród''. W sklepie ,,Wszystko za 1 dolara'' kupił rower jednokołowy i udał się do Donalda, aby zaproponować mu wyścig monocyklowy wokół miasta. Wiedział, że Donald posiada w swoim garażu stary monocykl, który dostał od niego rok temu na urodziny. Umiejętności jeździeckie Dziobasa nie były jednak znakomite i co rusz w kogoś wjeżdżał czy się o coś obijał.
- Uważaj jak pan jedziesz!- krzyknął jakiś kaczor potrącony przez Dziobasa
- Dziwne. Przejeźdza na zielonym świetle i jeszcze ma do mnie pretensję. No cóż, nie wszyscy umieją jeździć tak dobrze jak ja -pomyślał Dziobas
Dziobas jedzie sobie drogą, jest już koło domu Donalda gdy nagle zatrzymuje go policjant i mówi
- Obywatel nie widział znaku zakazu? Tutaj nie można jeździć rowerem.
- Mówi pan o tym znaku z czernym rowerem? - pyta Dziobas
- O ten właśnie - odpowiada policjant
- Myślałem, że dotyczy to tylko czarnych rowerów. Mój jest zielony.
Policjant wzdycha i mówi:
- Jako, że jest to pana pierwsze wykroczenie to ograniczę się do upomnienia. Na przyszłość proszę jednak uważać
Dziobas dojechał w końcu do domu Donalda i zagaduje Hyzia:
- Donald jest w domu ?
- Poszedł z wujkiem Sknerusem do skarbca. Poleruje jego monety. Pewnie nieprędko wróci
- Nic nie szkodzi. Mnie się nie spieszy. Poćwiczę trochę i zaraz przyjadę - odpowiedział Dziobas


Ostatnio zmieniony przez kaczogród dnia Pon 18:29, 05 Maj 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
miki2001
Administrator



Dołączył: 27 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Faliszew

PostWysłany: Wto 19:55, 06 Maj 2014    Temat postu:

A teraz przenieśmy się do wymiaru wiecznego ognia, gdzie Donald ogląda mecz. Oczywiście w willi Magiki.
- "A teraz przekazujemy ważny komunikat dla osób odwiedzających wymiar wiecznego ognia po raz pierwszy - mówił spiker telewizyjny - żelki rosnące wokół strumieni lawy są niejadalne i powodują dwutygodniowe rozwolnienia".
- Oj. Za późno - powiedział Donald - Hej! Ale przecież nic się nie dzieje.

Donald powrócił do oglądania meczu, w którym zmierzyły się drużny Magmowych Olbrzymów i FC Lawa.
Mecz zakończył się wynikiem 3:2, co było zdenerwowało Donalda, który kibicował FC Lawa. Sędzia nie uznał im dwóch goli i nie podyktował dwóch karnych.
- SĘDZIA BAŁWAN - krzyczał Donald.

Tymczasem Magika szykowała resztę składników, które będą jej potrzebne by przetopić szczęśliwą dychę McKwacza.
- Trochę octu z łez cyklopa - dodawała składniki Magika - Nieświeży mech, w którym pies zdechł, szczątki karalucha olbrzymiego i kompanów jego i ostatni składnik, jedyny, który jest ohydny - SZPINAK I BROKUŁY!
Magika omal co nie zwymiotowała. Udało jej się jednak przygotować wszystkie potrzebne jej składniki.

Donald tymczasem dowiedział sie, że złe właściwości żelków, które zjadł objawiają się dopiero po kilku godzinach. I tak zaczęło się jego dwutygodniowe posiedzenie. Na szczęście wziął ze sobą laptopa i ładowarkę do niego i zaczął oglądać Kwaruto. Z napisami oczywiście, a nie z tym żałosnym dubbingiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emes
Administrator



Dołączył: 25 Gru 2012
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 11:30, 07 Maj 2014    Temat postu:

MG:

W Wymiarze Wiecznego Ognia Magika wypija wywar i niedługo potem dochodzi do wniosku, że nic się nie zmieniło na lepsze. Nie ma pojęcia, dlaczego tak się stało, toteż zaczyna wypytywać się o to zajętego w toalecie Donalda. Po gdybaniu na temat możliwych przyczyn niepowodzenia, Magika odsyła Donalda do Kaczogrodu, aby dowiedział się, jak Sknerus zareagował na zniknięcie dziesięciocentówki.

Sknerus natyka się na Dziobasa jadącego na swoim monocyklu. Dochodzi do jakiejśtam akcji i obaj lądują gdzieśtam.

Gracze odpisują w tej kolejności: miki2001, Emes
Kaczogród w tej rundzie nie uczestniczy, ponieważ wskazówki MG dotyczą zarówno postaci moich jak i jego. No a wskazówki tylko jedne. Dlatego też jego kolej będzie dopiero po kolejnym poście MG i odpisze jako pierwszy, więc w sumie na to samo wyjdzie, bo kolejność w dalszym ciągu będzie sprawiedliwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
miki2001
Administrator



Dołączył: 27 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Faliszew

PostWysłany: Sob 1:03, 10 Maj 2014    Temat postu:

Bleehh!
TFUJ!
Ohyda!
Takie były reakcje Magiki po wypiciu wywaru. Poszła więc powiedzieć Donaldowi, że mogą już iść przetopić dziesięciocentówkę. Niestety ten nie mógł ruszyć się z toalety nawet na chwilę. Magika poszła więc sama. Wrzuciła dychę do gara, do którego wlała także resztki wywaru i opuściła gar do lawy na Wezuwiuszu.

Nic jednak się nie stało. Magika była zmieszana. Wściekła, a jednocześnie zdziwiona. Po chwili odkryła, że to nie była prawdziwa dycha. Chciała zemścić się na Sknerusie za wszelką cenę. Najpierw jednak musiała się wyładować i ochłonąć. Stworzyła więc alternatywny wymiar, w którym niszczyła wszystko i zabijała wszystkich. To jednak jej nie wystarczyło. Powiększyła więc fałszywą dychę do rozmiarów Koloseum i rzuciła nią w najlepiej prosperującą firmę Sknerusa - Ochłapy Sojowe za 600% ceny.

Wróciła do domu i powiedziała Donaldowi, by wrócił do Kaczogrodu i zdobył dla niej prawdziwą dychę. Donald próbował wymigiwać się swoją biegunką, ale Magika kupiła mu Pampersy.

Magika teleportowała Donalda i ten znalazł się w Kaczogrodzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emes
Administrator



Dołączył: 25 Gru 2012
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 18:38, 16 Maj 2014    Temat postu:

Słońce już powoli zachodziło, kiedy Sknerus szedł mocno zbulwersowany w stronę domu Donalda. Standardowo jak na swoją osobę, mamrotał pod nosem, narzekał i odstraszał tym samym przechodniów. Kompletne przeciwieństwo jego osobowości z rana, kiedy szczęśliwy był gotów nawet wrzucić centa do wystawionego przez żebraka kapelusza. Wiele niewiadomych krążyło po jego głowie. Kto ukradł dziesięciocentówkę? Jak zdołał wedrzeć się do środka? Czy to Magika? Przecież nawet fałszywkę ochraniał system antywiedźmowy. Magika nie wchodzi zatem w grę. Ale kogo innego mogłaby interesować jego dziesięciocentówka? A poza tym gdzie się podział Donald? Sknerus zadawał sobie w kółko te pytania, czasami w myślach, czasami na głos. Był mocno zamyślony. Bujając w obłokach, szedł do swojego celu niczym lunatyk, przez co w ogóle nie zwracał uwagi na to, co się wokół niego dzieje. Kompletnie tego nie świadomy, poruszał się po części chodnika wyznaczonej dla rowerzystów. Nie zauważył więc zbliżającego się w jego stronę jednośladu. Albo raczej zauważył, ale nic sobie z tego nie robił.
– Wujaszku –
Sknerus zdenerwował się, że jego myśli przerywa jakieś wołanie.
– Przejdź – znowu dało się słyszeć. – Przejdź na bok!
Dopiero teraz Sknerus „otworzył” swoje jedynie potencjalnie otwarte już oczy i zauważył, że prosto na niego jedzie Dziobas na jednokołowym pojeździe. McKwacz wydał z siebie pojedyncze kwaknięcie. Całe jego ciało było jak sparaliżowane, ponadto dopiero co obudził się ze swojego „transu”. Jedyną jego reakcją było uniesienie swojej laski w celu ochronienia się. Przygotowany na zderzenie, napiął wszystkie mięśnie.
Dziobas, zdziwiony, że Sknerus uparcie stał na ścieżce rowerowej, pomyślał, że sam go ominie, jednak było już na to za późno. Skręcanie jednokołowym pojazdem jest znacznie trudniejsze niż dwukołowym i wymaga mniejszej prędkości oraz dużo miejsca. Spanikowany Dziobas oddał się instynktowi. W chwili gdy od Sknerusa dzieliło go zaledwie kilka metrów, stanął obiema płetwami na siodełku i wykonał skok, lekko odbijając się w lewo i nadając rotację, po czym złapał ręką monocykl i wykonał wyszukany obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni tuż nad ramieniem Sknerusa. Zakończył swój manewr, lądując na ziemi i wykonując przy tym kilka obrotów, aby się nie przewrócić pod wpływem pędu i nadanej rotacji. Kiedy stracił na prędkości, kucnął i postawił monocykl, ciężko przy tym dysząc. I finalnie… przewrócił się.
Sknerus z rozdziawionym dziobem przyglądał się Dziobasowi. Otrząsnął się i pobiegł do niego.
– Nic ci nie jest, chłopcze? – zapytał Sknerus, pomagając mu wstać.
– Chyba nie. Ale…
– Wiem, wiem. To moja wina, powinienem był zachować większą ostrożność – przeprosił Sknerus, po czym westchnął – Bo widzisz, wszystko przez to, że z mojego skarbca zaginęła fałszywa dziesięciocentówka.
– Naprawdę?
– Tak. Stało się to, kiedy zostawiłem w skarbcu Donalda, polerującego monety, oraz Harpagona w kuchni, a sam poszedłem do parku. Po powrocie monety już nie było, Harpagon niczego nie widział, a Donald…
– Co z nim? – wtrącił Dziobas – Właśnie jest mi potrzebny.
– Donald… zniknął.
Dziobas aż założył ręce na głowę – myślisz, że go porwali?
– Nie mam pojęcia. Ale po co ktoś miałby go porywać? Jako kartę przetargową? Przecież nie mamy niczego do wymiany. Nie, to nie ma sensu. Jedyne, co pozostaje zrobić, to udać się do Diodaka. W skradzionej fałszywce był nadajnik zamontowany właśnie przez niego. To nasz jedyny trop. Chcesz iść ze mną?
– No jasne! Cała ta sprawa mnie również ciekawi, poza tym mam sprawę do swojego kuzyna.
Obaj ruszyli do Diodaka i lekko nabrali tempa, gdyż zaczynało już naprawdę się ściemniać, a nie chcieli zawracać wielkiemu wynalazcy głowy po nocach. Po drodze minęło ich kilka karetek oraz wozów policyjnych. Bardzo zastanawiało ich, po co aż tyle jednostek musieli wysłać, jednak czas ich naglił. W końcu dotarli pod dom Diodaka. Sknerus przyłożył dłoń do wystawionego przy ramie drzwi skanera. Urządzenie dokładnie ją przebadało od góry do dołu, po czym wydało z siebie mechaniczny dźwięk, o nieco kobiecym tonie – odcisk potwierdzony. Witam serdecznie, panie McKwacz. Proszę wytrzeć buty przed wejściem i życzę miłego pobytu. – Drzwi otworzyły się. Co za ustrojstwa on nie wymyśli – pomyślał McKwacz.
Sknerus wszedł wraz z Dziobasem do środka i pierwsze, co ujrzeli, to Diodak siedzący w ciemności przed telewizorem. Smutny i przygarbiony wpatrywał się w ekran i ściskał kurczowo dłonie.
– Coś taki nie w sosie, przyjacielu? – zapytał Sknerus, uśmiechając się i klepiąc Diodaka po ramieniu, aby podnieść go na duchu.
– Nie widział pan wiadomości, panie McKwacz?
– Niestety nie, byłem zbyt zajęty ostatnimi sprawami. Nie uwierzysz, co to się dzisiaj – Sknerus urwał wypowiedź, gdy do jego uszu doszła relacja nadawana aktualnie w telewizji.
Uwaga. Dla tych, co dopiero usiedli przed odbiornikami, po raz kolejny ostrzegamy, że nadawana teraz audycja nie jest przeznaczona dla osób młodych czy też o słabych nerwach. Pokazane za chwilę sceny będą brutalne i prosto z miejsca zdarzenia. Jesteśmy właśnie w północno-zachodniej części miasta, gdzie doszło do rzeczy… dziwnej. Nie przeglądano jeszcze zapisów z kamer, jednak ocalali twierdzą, że niebo… że w niebie powstała jakby dziura, zupełnie jakby się rozpruło, a niedługo potem z powstałego otworu wyleciał gigantyczny, błyszczący obiekt, który runął prosto na ośrodek firmy Sknerusa McKwacza. Budynek zawalił się niemal natychmiast, miażdżąc wszystkich ludzi w środku. Przeżyło kilka osób, którzy znajdowali się w tym czasie na zewnątrz nieopodal miejsca zdarzenia. Wielu z nich przysypały jednak gruzy. Oddziały ratownicze właśnie starają się ratować kogo tylko mogą.
Diodak i McKwacz w milczeniu słuchali relacji, a Dziobas aż zakrywał usta dłońmi, kiedy pokazywano ciała.
– Och, Rebeko… – wyszeptał Sknerus, kiedy ujrzał martwą, rudowłosą dziewczynę. Pamiętał jakby to było wczoraj, kiedy zdecydowanie wpadła do jego gabinetu, domagając się obniżenia godzin pracy dla całego personelu. Była odważna i zawsze myślała o innych. – Staś, Robert… – niedowierzał, kiedy przyglądał się kolejnym. Wszystkich pamiętał jak własny majątek. Nie bez powodu pracowali w jego firmie.
– Jerzy Kwak musiał przeżyć! – wybuchnął Sknerus. – Przecież nie mógł tak skończyć, bez niego praktycznie nie byłoby tej firmy, niemożliwe, że teraz jej mury by go zabiły!
– Niestety, panie McKwacz.
– Skąd możesz wiedzieć! Może wciąż żyje, zasypany przez gruzy! Idę tam!
– Dzwoniłem do niego – stanowczo powiedział Diodak.
Sknerus osunął się na kanapę.
– Chwilę przed zerwaniem połączenia – kontynuował Diodak – właśnie siedział przy swoim biurku.
Nastał moment ciszy i wszyscy tylko martwo wpatrywali się w ekran.
Nasze helikoptery właśnie dotarły na miejsce, zaraz zobaczymy wszystko z lotu ptaka. Hmm, to… nieprawdopodobne – wykrztusiła zdumiona reporterka. – R23, możesz polecieć nieco wyżej? Tak, teraz dobrze. Niebywałe… Czy to… moneta?! Tak, obiekt, który spadł na budynek, to moneta, a dokładnie… dziesięć centów! Ale jak to możliwe, że jest tak ogromna?
Zgromadzeni w domu Diodaka z ogromnym zdziwieniem schylili się w stronę ekranu, aby upewnić się, czy ich oczy i uszy aby na pewno ich nie zwodzą. Nie było jednak wątpliwości. Była to szczęśliwa dyszka Sknerusa, tylko że w znacznie większej wersji.
– Diodak, sprawdź historię trasy nadajnika w tej fałszywce z mojego skarbca.
Ten natychmiast zaczął uruchamiać swój sprzęt namierzający. Na ścianie, z rzutnika, wyświetliła się pusta mapa z samymi południkami i równoleżnikami. Diodak wpisał odpowiedni kod na klawiaturze. Z rzutnika natychmiast wyświetliła się mapa Kaczogrodu. Sygnał wynosił 100%. Diodak, Sknerus i Dziobas z przerażeniem przyglądali się migającemu punktowi w lewym górnym rogu mapy, wskazującemu niedawno zawalony ośrodek firmy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emes
Administrator



Dołączył: 25 Gru 2012
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 19:15, 16 Maj 2014    Temat postu:

MG:

Trzeba szybko nakierować do domu Diodaka Donalda i zmywamy się z tego Kaczogrodu. Więc tak, miki pisze o Donaldzie przeteleportowanym do Kaczogordu, który zaczyna szukać Sknerusa, bo wierzy, że od niego dowie się prawdziwej skrytki szczęśliwej dyszki. Gdzie go wysłało już twoja sprawa, jak się dowie, gdzie jest Sknerus, też; zresztą znacie już chyba tę zasadę - ja tu tylko mówię, gdzie macie dojść, wy kierujecie. Aha. Pamiętaj o wymyśleniu jakiejś wkręty, że wcale nie ukradł tej monety i gdzie go wywiało wtedy. Jeśli chodzi o tragedię ze zniszczeniem ośrodka firmy - DONALD NIE MOŻE SIĘ DOWIEDZIEĆ. Aha, zgarnij po drodze Hyzia, Dyzia i Zyzia.

Kaczogród, cały post dla ciebie z wyszukiwaniem trasy nadajnika. Diodak szuka sygnału między wymiarami, w końcu natrafia na Wymiar Wiecznego Ognia. Uwzględnij, że Diodak, Dziobas i Sknerus podejrzewają o kradzież i zbrodnie Magikę, będą musieli się więc przygotować na walkę z wiedźmą. Ostatnie zakupy, easter eggi z warsztatu Diodaka, wizyty w domach, pożegnania czy co tam chcesz i sru, do portalu.

Gracze odpisują w tej kolejności: miki2001, kaczogród
Sorry, wiem, że kaczy miał odpisywać pierwszy, ale musimy szybko nakierować na dobrą drogę Donalda i siostrzeńców. Przecież pozostali nie mogą przejść przez portal bez niego. Jeżeli o mnie chodzi, nie odpisuję, bo kaczy ma obecnie kontrolę nad moimi postaciami. W Wymiarze Wiecznego Ognia się rozdzielimy, więc mam nadzieję, że zniwelujemy takie przypadki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
miki2001
Administrator



Dołączył: 27 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Faliszew

PostWysłany: Śro 18:37, 28 Maj 2014    Temat postu:

Donald znalazł się w Kaczogrodzie. Niestety teleportacja w wykonaniu wkurzonej Magiki nie była zbytnio udana. Wylądował w szambie znanego krytyka kulinarnego Michela Fata. Minęło sporo czasu zanim się z niego wydostał.
- Uch. Strasznie męczące to ciągłe zmieni-- - Donald znów musiał zmieniać Pampersa.

W końcu dotarł do części Kaczogrodu, w której znajdował się skarbiec Sknerusa. Miał wydusić z niego informację o miejscu prawdziwego ukrycia szczęśliwej dychy. W skarbcu nie znalazł jednak swojego wuja. Szukał go po całym Kaczogrodzie. Zaczął oczywiście od miejsca, które wydawało się oczywiste. Przeszukał park, gdzie jego wujek mógł szukać wczorajszych gazet, nie znalazł go tam jednak. Poszedł więc do Hyzia, Dyzia i Zyzia. Może oni wiedzieli gdzie jest skąpy wujek. Po drodze nie obyło się bez zmiany Pampersa.

BAM! Gdy tylko Donald wszedł na swoje podwórko dostał już piłką. Można się było tego spodziewać.
- Chłopcy, nie wiecie gdzie jest Wujek Sknerus? - spytał Donald
- Miał chyba iść do Diodaka.
- Dzięki, chłopcy. Idziecie ze mną?
- Jasne. I tak ten mecz był strasznie nudny.

Udali się do pracowni Diodaka. Po drodze napotkali jego wynalazki:
"Wodę w proszku"
"Niepalący się opał"
"Niejadalne warzywa z patelni"
I ostatni "Niezawodny lek przeciw biegunce"
- O! Wreszcie wynalazł coś przydat-- - chyba nie trzeba opisywać sytuacji.

- Witaj, Diodaku. Co porabiasz?
- Buduje dla mnie niezawodny system alarmowy. Moją dychę trzeba teraz chronić. Złodzieje ukradli już fałszywkę!
- A może mój przyjaciel Superkwęk (to Donald nim jest - dop) mógłby ją chronić - zapytał Donald. Chodziło tu oczywiście o ukradnięcie dychy dla Magiki.
- Hmm... Dobra. A ile bierze?
- 2,5% długości mojej listy długów co godzinę.
- I-I-Ileee?
- Tyle ile usłyszałeś. Jest to jednak ochrona niezawodna.
- Dobrze, ty hieno cmentarna. Zgadzam się.
- Aha, Diodaku. Mógłbyś mi dać swój lek na biegunkę? Ostatnimi czasu bardzo go potrzebuję.
- Ok.

Donald przebrał się w strój Superkwęka i poszedł do Sknerusa. Ten dał mu swoją dychę. Donald szybko zabrał ją i wrócił do wymiaru wiecznego ognia. Oj, powieje grozą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Redakcja Kaczej Ferajny Strona Główna -> Gry PBF / Magiczna Zemsta Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin